piątek, 18 czerwca 2010

Nutella

Zwierzałam się już parokrotnie na blogu z mojej manii czytania etykietek - czasem dopinguje mnie to do dalszego drążenia tematu, jak w przypadku nutelli (widziałam ciekawy nagłówek gdzieś w prasie o tym, że UE chce nawet zakazać fałszywej reklamy tegoż przysmaku sugerującej, że ten "czekoladowy" krem jest składnikiem zdrowej i zbilansowanej diety). Zawartość słoika jest jak dla mnie lekko irytująca - na pierwszym miejscu cukier, potem olej roślinny. Mało smakowicie. Smakowite są dodatki, czyli koniec listy składników - orzechy laskowe, kakao, mleko.
Z tej irytacji wpisałam w google "nutella recipe" i wczytałam się w wyniki, które okazały się całkiem ciekawe. Potem tylko małe zakupy - orzechy laskowe, zapas kakao, olej z orzechów laskowych, syrop z agawy (jeśli coś z tej listy brzmi Wam drodzy czytelnicy dziwnie, to prawdopodobnie pochodzi ze sklepu "zdrowa żywność"). Kilka eksperymentów mam już za sobą, wyniki były smakowite i słoiczek szybko pokazywał dno.
Orzechy trzeba podprażyć - z dwóch powodów, po pierwsze wydobywa to ich smak, po drugie i trzecie pozwala na zdjęcie skórki i wytropienie ewentualnych zjełczałych jednostek, które mogłyby zrujnować nam całą porcję. Dziesięć minut w 180 stopniach w zupełności wystarczy, potem orzeszki najwygodniej otrzeć ze skórki korzystając z kuchennej ściereczki (wsypujemy, zawijamy, pocieramy). Potem najoptymalniej dla przyszłej konsystencji jest zmielić orzechy przy pomocy maszynki do orzechów. Potem kakao, syrop/miód, troszkę soli, olej z orzechów (niekoniecznie, niewiele wnosi moim zdaniem, poprawia konsystencję i rozrzedza, ale można użyć zwykłego, bo orzechowy to ponad 30 złotych za 250 ml). To co nam wyjdzie po zmiksowaniu przypomina nieco wspomniany wcześniej krem "czekoladowy" - ale jest smaczniejsze, bardziej aromatyczne i z pewnością zdrowsze. Dzieciaki są podobnego zdania, łyżeczka idzie w ruch.
Drugi raz eksperymentowałam mocniej, dodałam mleko kozie w proszku i zamiast części syropu - cukier trzcinowy. Mikser mi w tym stawał i wytrącił się cały olej, ale podgrzałam, dodałam trochę wody i wyszedł cudny, aksamitny krem. Ze względu na zachowanie składników odżywczych polecam jednak metodę na zimno, nie ma tego aksamitu, ale smak na świeżej bułeczce jest boski.
Jeszcze link do przepisu źródłowego jak kto ciekaw: http://www.elanaspantry.com/chocolate-hazelnut-spread/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz