czwartek, 29 kwietnia 2010

Wypłakiwaniu mówimy nie

Cztery lata temu jako początkująca mama połknęłam kilka poradników autorstwa różnych dziecięcych guru - z efektem przeciwnym do zamierzonego - mętlik w głowie zamiast się uporządkować - zadomowił się na dobre. Zamiast posłuchać głosu rozsądku (z ust kochanego męża, który podkreślał rolę instynktownych zachowań i trening cierpliwości napędzanej pozytywnymi uczuciami do malucha) szukałam rozwiązań na skróty. Gdzie mi się spieszyło? Teraz zamiast czekać nie wiadomo na co (żeby w końcu zaczęło raczkować / chodzić / mówić / spać samo / jeść samo itd... ) cieszę się niezmiernie kiedy we dwójkę pakują mi się na kolana, nawet podnieść dwójkę daję czasem radę! I cały czas powtarzam sobie, że za chwilę moment nie będą chcieli na rączki ani za rączkę, ani na kolanka, mama nie będzie już tak ważna jak teraz, a świat poszerzy się o przyjaciół i znajomych, z którymi będą spędzać coraz więcej czasu. We wspomnianych poradnikach zdarzały się rady w stylu - "czasem trzeba zostawić dziecko niech popłacze, życie jest ciężki niech się uczy od początku" wszystko poparte jakimiś tam badaniami i wywodem logicznym (mam wrażenie na marginesie, że niemal każdą tezę można potwierdzić badaniami - rzecz w doborze próby). Jakoś mi to wszystko nie pasowało, w końcu trafiłam na książkę Searsów (http://askdrsears.com) z trochę innym podejściem, zwanym przez nich attachment parenting - czyli rodzicielstwem opartym na przywiązaniu - nie usamodzielniamy dziecka na siłę od początku, ale pozwalamy mu na usamodzielnianie się we własnym tempie. Wiąże się to ze wspólnym spaniem, długim karmieniem piersią i innymi kwestiami, które na pierwszy rzut oka wyglądają drenująco przerażająco (sama nie raz na łamach bloga płakałam nad utraconym snem nocnym). Przede wszystkim jednak uwierzyłam w siebie jako mamę - i to dobrą, bardziej ufam swojej intuicji a ona mówi mi, że tak jak dorosłym, tak i dzieciom stres nie służy, wiec staramy się go unikać - ale nie w popularnym mniemaniu bezstresowego wychowania (out of sight - out of mind) tylko wychowania gdzie dużo dajemy dziecku, ale wymagamy pewnych zasad - dostosowanych do jego wieku i możliwości. Na razie efekty są bardzo pozytywne i dla nas i dla nich, a stres - w tym sezonie chorobowym był mniejszy z różnych powodów, oni o rok starsi i jak na razie kończy się na większych lub mniejszych glutach, nic poważnego.
Co ciekawe, okazuje się, że pozostawianie płaczącego malucha samemu sobie może prowadzić do uszkodzeń mózgu -
http://www.dailymail.co.uk/news/article-1267977/Crysing-babies-risk-brain-damage-claims-child-expert-Dr-Penelope-Ford.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz