wtorek, 20 kwietnia 2010

Mazurek

Tygodnie jakoś mi się skróciły, poniedziałek spotyka się z piątkiem, niedługo chyba przerzuci się ta tendencja na miesiące całe - Maks niebawem kończy dwa lata! Tymczasem święta przeleciały szybko i jak zwykle więcej było przygotowań, niż świętowania. W tym roku byliśmy rodzinnie u mojej Babci - czyli dzieciaczków Prababci, która daje nam codziennie przykład, że można mieć dużo lat, ale jeszcze więcej energii i werwy życiowej, wraz z mądrością, ciepłem - prawdziwa ostoja rodziny! Matyldzia jest przeszczęśliwa, że ma trzy Babcie, wszystkie kocha miłością pierwszą i często o nich mówi, chce z nimi rozmawiać na skajpie, odwiedzać osobiście. Święta to taka miła okazja do tego, by spełnić jej życzenia, a przy okazji dobrze podjeść. Pod względem manu WIelkanoc zawsze górowała dla mnie nad Bożym Narodzeniem - a częśćiowo przyczynił się do tego na pewno babciny mazurek z kajmakiem. W tym roku Babcia upiekła wspaniały jak zwykle, pachnący, leciutki jak mgiełka, chrupki migdałami serniczek, a do mazurka zgłosiłam się na ochotnika ja. Stwierdziłam, że we dwie z Matylą na pewno damy radę! Piekłyśmy go dwa dni, najpierw spód, Matylka pracowicie pomagała w ugniataniu, potem nakłuwała widelcem, na pewno przy okazji nauczyła się małego conieco o gotowaniu.
W sobotę gotowałam kajmak - ze śmietanki, z karmelem, kropelką rumu i prawdziwą wanilią oraz masłem. Dom pachniał obłędnie, łyżki rozdałam do oblizania, na szczęście na ciasto starczyło. Potem jeszcze szybka wrzutka dekoracyjna - migdały, rodzynki, orzechy włoskie - i leżakowanie. W niedzielę była inauguracja, pochwały wyglądu i co dla mnie ważniejsze - smaku. Jedyne, co mogło mi pójść lepiej - kajmak nie był ciągnący, tylko kruchy, a ja jestem z plemienia wielbicieli mordoklejek ciągutek, ale smak był boski i mi to rekompensował, w przyszłym roku postaram się zgłębić temat, chyba gotowanie było trochę za długo. Poniżej foto dokumentujące mój pierwszy w życiu mazurek z kajmakiem:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz