poniedziałek, 29 listopada 2010

Zimę lubią dzieci najbardziej na świecie

Matylda już co najmniej od miesiąca (albo i dłużej, chyba ta myśl jej wykiełkowała wraz z zakupem cieplutkiego kombinezonu i śniegowców) - co najmniej raz dziennie dopominała się o śnieg. Jej największym marzeniem buło tarzanie się w białym puchu i robienie orzełko-aniołków. No i wykrakała :) Na pierwszym tarzaniu się byliśmy już w sobotę - odprowadziliśmy naszych gości do bramy a przy okazji poprztykaliśmy się gałkami ze śniegu. Maksiowi podobało się trochę mniej i spacer zakończył na rękach u Taty, ale też miał kupę uciechy. Matylkę przycisnęło trochę jakieś przeziębionko z lekkim katarem i zapaleniem spojówek, na razie podwójna, infekcyjna dawka imunoglukanu zdaje się załatwiać sprawę i wraz z innymi delikatnymi pomocami trzyma wiruska w jakichś tam ryzach. Mam nadzieję, że tak pozostanie i córcia będzie mogła korzystać z uroków kolejnej siarczystej zimy, bo na taką się jak na razie zapowiada. Dzisiaj było już białe szaleństwo pełną gębą, byli na podwórku w czasie zajęć przedszkolnych, a potem jeszcze mnie naciągnęli na sanki - i po przedszkolu, po ciemku i siedmiostopniowym mrozie woziłam skarby na sankach po podwórku. Potem jeszcze się tata wracający z pracy napatoczył i całą rodziną szwendaliśmy się po bajkowej krainie - bo tak to właśnie wygląda, jest biało, jasno i świetliście. I niech jak najdłużej tak pozostanie - bez pluchy i smarków :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz