czwartek, 15 lipca 2010

Upały

Od kilku dni jest na prawdę mocno gorąco, ciężko mi się skupić nad czymkolwiek i zapędzić do roboty innej niż zdychanie na kanapie. Jakoś adaptacja do ciepłego przebiega wolniej niż myślałam, na bieganiu też idzie mi tak sobie, zanim się dowloke na stadion jestem wykończone. Potem jakikolwiek szybszy kawałek i zaraz świszczący oddech i uczucie stukilowych nóg.
Dzieci są rozdrażnione, ale siły do brykania o dziwo mają niespożyte. W przedszkolu taplaja się w baseniku, w domu też zainstalowaliśmy basenik na balkonie, a co, niech maja radochę. W parku można też dość skutecznie szukać ochłody, zwłaszcza tam, gdzie jest starodrzew, oczka wodne i wszelkie fontanny też poprawiają sytuację, bo na naszej betonowej pustyni kiedy robi się ciepło wilgotność (raczej powinnam napisać suchość z racji odczytu z higrometru) zjeżdża do 20 procent i nie ma czym oddychać a w gardle drapie chrypka (pewnie lody i chłodne prysznice też sie do tego przykładają). W pokoju mam zainstalowany wiatrak, ale on chyba działa na podświadomość bardziej, temperatury na pewno nie obniża, a wianie jakoś na mnie źle wpływa.
Pomimo, że jest jak jest trenuję zgodnie z planem i nawet zapisałam się na pierwsze w życiu zawody - wiedziona ciekawością z czym to się je i czy w ogóle się na takie imprezy nadaję. Zawodom poświęcę osobną notkę, ale jak już się odbędą - czyli w przyszły weekend.
Na pewno pozytywną stroną upalnego i słonecznego lata są dobre warunki dla owocujących roślin, dawno już nie jadłam tak pysznych czereśni, a i końcowe truskawki są niczego sobie, pojawiają się też borówki amerykańskie i coraz smaczniejsze maliny. Korzystamy ile wlezie, bo potem owoce są już ograniczone do jabłek i różnorakich importów, a teraz pod samym nosem rodzime i coraz tańsze pyszności - nic tylko korzystać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz