wtorek, 5 października 2010

Dziwny czas na początek sezonu...


rowerowego! A jednak, stało się, pomimo swojej niechęci do roweru stojący na drodze do pracy korek w połączeniu z zawieszeniem ciuchci o 16.18 spowodowały, że zdecydowałam się na wyprawę do pracy rowerem. Dzięki niezwykłej wspaniałomyślności kolegi M. miałam okazję wypróbować strasznie fajniutki rowerek - składak amerykańskiego pomysłu, Dahon. Rower wygląda na pierwszy rzut oka nieco śmiesznie, ma małe, dwudziestocalowe kółeczka, wąską kierownicę, widać, że jest w nim jakiś patencior. I rzeczywiście - składa się całkiem sprytnie, rama łamie się na pół, kierownica również, siodełko jest na wygodny zacisk, pedały też się składają. Całość jest bardzo poręczna i lekka, na swojej trasie niestety kilka razy musiałam go przenieść i było to błogosławieństwem. Minusów przez krótkie użytkowanie nie znalazłam, może jedynie brak hamulca w pedale, ale to wyraz mojej tęsknoty za rowerkami z dzieciństwa ;)
Niestety okazało się, że mimo szczerych chęci, jadąc tempem nie tak całkiem żółwim, jestem na miejscu po podobnym czasie jak wycieczki autobusem, a co więcej, niewiele dłużej zajmuje mi przebiegnięcie tej trasy. Dlatego ten szum z rozpoczęciem sezonu był przedwczesny, raczej nie skusze się teraz na rower. Po pierwsze - oszczędność czasu wygląda na iluzoryczną, na mojej trasie brak ścieżki rowerowej, ulica - masakra, chodniki też takie se i mnóstwo przeszkód po drodze, łącznie z torami kolejowymi. Po drugie - jest już chłodno i pomimo odpowiedniego stroju jakoś mam wrażenie, że mnie przewiało. Trzy - kręcenie 16 km dziennie jest jednak dość męczące, a jak bym kupiła rower to jednak chciałabym korzystać z niego jak najczęściej, podejrzewam, że nie dałabym rady pogodzić rowerowania i biegania 5 razy w tygodniu - choćby z racji ograniczeń czasowych, ale i siłowych. Ale jeśli namyślę się do wiosny an rowerowanie to poważnie rozważę tę markę - bezcenne jest to, że zajeżdżam pod przedszkole, składam sprzęt, wrzucam do bagażnika i lecę po miśki. I kolejny dzień przemyka nie-wiadomo-kiedy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz