Od jakiegoś czasu obiektem marzeń i zainteresowań mojej ukochanej córeczki jest hulajnoga. Zaczęło się chyba od Teletubisiów, potem kusiły pojazdy dzieciaków na placu zabaw. Przyglądałam się w kilku sklepach i w Internecie różnym rodzajom, nic nie wzbudziło mojego zachwytu, większość wyglądała niezbyt solidnie i mało przyjaźnie dla mniejszych dzieciaków, takich, jak moja dziarska trzylatka. Któregoś razu przechodząc koło parku Dreszera w centrum naszego pięknego miasta nad Wisłą – jak piorun z jasnego nieba – bum – hulajnoga cud-miód-malina. Nieco kosmiczny wygląd i napis micro na kierownicy. Aż z wrażenia zapytałam mamę dwójki śmigających dzieciaków, skąd mają takie cudo. Okazało się, że z Londynu. Kolejna bajerancka rzecz, której nie można u nas kupić, wrr. Ale wizyta na google kolejny raz pokazała, że więcej jest chętnych na takie cacko i co więcej - niektórzy nawet je sprowadzają i sprzedają.
W efekcie tych poszukiwań dzisiaj jedziemy odebrać nowe śmigadełko dla Matylki. Sklep mieści się na Szczęśliwicach, będzie od razu okazja do przetestowania nowego zakupu. Sklep pochwalę jak tylko okaże się, że wszystko w porządku. Na razie wiem tyle, że obsługa jest miła i można liczyć na szybki kontakt. Wieści z placu boju i szczegółowy test drogowo-parkowy - w najbliższym czasie.
środa, 26 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz