środa, 12 sierpnia 2009
Rodzice i dzieci, dzieci i rodzice
Znajomy zasugerował w trakcie miłej pogawędki, że nawet jeśli mamy swoje dzieci (a ma czworo dorosłych, więc chyba ma niejakie pojęcie, o czym mówi…), nie jesteśmy w stanie przelać na nie wdzięczności za wszystko, co dali nam nasi rodzice, że jesteśmy dopiero w stanie przelać tę falę uczuć na ich dzieci, czyli nasze wnuki. Nie mam na razie jak tego sprawdzić, ale coś w tym może być. To, co wiem na pewno z własnego doświadczenia, to fakt, że odkąd sama jestem mamą to zrewidowałam wiele poglądów i własne miejsce w świecie widzę inaczej, mniej przez pryzmat czubka własnego nosa. Relacja z moją własną mamą też ulega metamorfozie, zabrakło nam wcześniej czasu na przewartościowanie, ale szczera rozmowa, chociaż na początku trudna dla obu stron, wydaje się być jedynym sposobem. Bycie rodzicem to jedno z trudniejszych zadań, w dodatku często lekceważone i traktowane trochę „per noga”. No bo przecież nawet jak to brzmi – siedzenie w domu z dziećmi. To nie może być trudne, hm? A jednak. I walcząc na co dzień z tymi wszystkimi wzlotami i upadkami jestem wdzięczna swoim rodzicom, że w ramach swoich możliwości i środków – dali mi i mojemu kochanemu bratu tyle z siebie, ile byli wtedy w stanie. Cenne geny są już przekazane dalej i rośnie nowe pokolenie, jeszcze lepsze niż poprzednie, progres jest zachowany. Przede mną na drodze do trzymania wnucząt w ramionach jeszcze wiele wzlotów i upadków, wiele chwil kiedy chcę fruwać ze szczęścia, że mam takie cudowne dzieciaki, ale i wiele takich kiedy mam ochotę umordować małe, wrzeszczące potworzyska (zwłaszcza w nocy, wrr). Życie jest piękne, także życie podwójnego rodzica.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz