poniedziałek, 31 sierpnia 2009

O radości bycia rodzicem

Dzisiaj będzie bardziej wzniośle, uczuciowo i mniej przyziemnie. Dlaczego w ogóle w moim życiu pojawiły się dzieciaki, źródło całego tego zamieszania, rewolucji życiowej i przewartościowania tylu różnych spraw? Nie wiem jak to dokładnie wyjaśnić i opisać, chyba najłatwiej w ten sposób, że zaczęłam mieć wrażenie, że to już „mój czas”, zegar tyka i takie tam. Czy wiedziałam, w co się pakuję? Nigdy i pewnie dobrze, bo gdybym wiedziała, pewnie więcej by było odwlekania, a już i tak czułam oddech mocnej trzydziechy na karku. Czym jest dla mnie bycie mamą? Dopełnieniem mnie, nowym wcieleniem. Dzięki moim przekochanym dzieciom sama dorosłam. Wiem już, że nie ma rzeczy cenniejszych niż rodzina, że warto się poświęcić dla bezzębnego uśmiechu i „mama chcem na roncki” – bo to pierwotne poświęcenie staje się nową wartością samą w sobie. Dzieci nauczyły mnie jeszcze tego, że mądra inwestycja to taka, która przynosi korzyści w długim terminie, a nie tylko nachapanie się na krótko. Z każdym dniem kocham ich coraz bardziej, mam coraz więcej cierpliwości i spokoju wewnętrznego. Oczywiście są chwile, że mam ochotę wyjść trzasnąć drzwiami (i czasem wychodzę, choćby do drugiego pokoju – od razu pomaga) ale nie na długo, po kilku godzinach już za nimi tęsknię i myślę, co tam porabiają. Mam taki chytry plan nasycić się małością i dzieciowatością, żeby potem płynnie przejść na kolejny etap i w końcu, finalnie, pozwolić im (i sobie!) na ich pełną samodzielność i niezależność.
Mam super rodzinę, trzy mega wypasione osoby do kochania. I bardzo mi z tym dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz