sobota, 28 listopada 2009

Sushi zwijamy i się zajadamy

Pewnego pięknegfo dnia zamówiliśmy sobie na spróbowanie sushi - skuszeni ochami i achami znajomych, starych wyjadaczy tej egzotycznej wówczas dla nas potrawy. Aby wprowadzić się w odpowiednie klimaty poczytałam trochę soczyste opowieści Bartka Pogody, obejrzałam zdjęcia z drugiego końca świata, dowiedziałam się conieco o Kraju Kwitnącej Wiśni - jak się okazało Japonia jest niezwykle egzotyczna, ma się wrażenie pobytu na innej planecie. Może kiedyś uda mi się przekonać o tym osobiście, jest to zabukowane na liście marzeniowej, a tymczasem korzystam z przywileju mieszkania w wielkim mieście, a co za tym idzie - możliwości spróbowania nowych smaków.

Sushi szczęśliwie pochodziło z bardzo przyzwoitej sieciówki SensiSushi - smak pierwszych eksperymentó zachęcił mnie do prób dalszych, łącznie z samodzielnym zwijaniem dwa tygodnie temu. Jutro zamierzam powtórzyć wyczyn w związku z wizytą gości, mam nadzieję, że trochę pomogą, bo cała rzecz (o ile nie zależy nam na zachowaniu wszystkich reguł) jest niezbyt skomplikowana, za to czasochłonna - w sam raz, by zasiąść razem przy stole.

Składniki potrzebne do szaleństwa kulinarnego można kupić w każdym większym sklepie, widać, że rzecz zrobiła się modna i popularna.

Bardzo pasuje mi połączenie smaków, po pierwsze ukochany słono-słodki, podkreślony kwaśno-słodkim (ocet ryżowy i cukier), do tego połączenie konsystencji - miękki ryż, lekko gumowaty wodorost nori, chrupki środek z ogórkiem. Odrobina pikantnego wasabi, sos sojowy albo nawet teriyaki - i jestem w niebie. Po kilku próbach opanowane zostały nawet uciekające pałeczki.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - obiecuję dokumentację foto.
A dla dzieci przewidziałam kulki z ryżu z dodatkami - wodorosty ich na razie nie kręcą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz