piątek, 6 listopada 2009

Grypa boi się ziółek

Jak co roku sezon wirusówek (w tym – straszne słowo – grypy, a jeszcze straszniejsze – świńskiej!) powoduje wysyp coraz bardziej sensacyjnych nagłówków prasowych. Strach sprzedaje się dobrze, panika jeszcze lepiej. A to przecież już było – co pokazuje na przykład ta notatka z GW - http://wyborcza.pl/. To było tylko 4 lata temu. Dzisiaj nikt już o tamtej straszliwej pandemii nie pamięta. Oczywiście, nie należy bagatelizować, ale grypa była, jest i będzie, mamy za sobą kilka mniej dolegliwych sezonów i może przez to - to, co teraz, wydaje się być straszniejsze, niż potencjalnie jest.
W pogoni za sensacją umyka czasem fakt, że o ile nie jesteśmy w grupie ryzyka, to nie musimy przyjąć tony kosztownych farmaceutyków, żeby przetrwać. Czasem może się okazać, że wystarczą przysłowiowe ziółka. Bardzo ciekawą listę znalazłam na stronie Ośrodka Diagnostyki i Zwalczania Zagrożeń Biologicznych WIHE (w Puławach). Lista jest tym ciekawsza, że kilka pozycji już stosowałam, czosnek z wielkim powodzeniem nawet, a Ośrodek jest instytucją poważna i nie podejrzewam, żeby ta lista to było jakieś tam fiu-bździu. Grypa nie jest katarkiem, ale środki pochodzenia roślinnego zawierają czasem bardzo potężne i silnie działające substancje bakterio-, grzybo- i wirusobójcze, podobnież związane jest to z faktem, że rośliny również muszą się zmagać z wirusami i dlatego wytworzyły skuteczne mechanizmy obronne. Pierwszy z brzegu przykład – olejek z drzewa herbacianego.
Niekoniecznie to co tanie i naturalne jest marne i nie działa – po prostu czasem nikt nie może na tym zarobić, a taka tabletka, to już co innego – prawdziwe pole do popisu. Ale prawda jak zwykle – leży gdzieś pośrodku…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz