wtorek, 30 marca 2010

Chwile zwątpienia

Mniej ich mam ostatnio, na przestrzeni ostatniego półtora roku coraz mniej, ale są takie dni (szczególnie po kilku nocach mocniej w plecy, kiedy Maksio budzi się co i rusz, często z płaczem - bo katar, bo coś tam boli nie wiadomo bliżej co, co podnosi mi i tak już nadwyrężone ciśnienie i nie mogę potem zasnąć, błędne koło, a rano dopóki nie siorbnę yerba mate to czuję się (i ponoć wyglądam) jak zombie a przecież codziennie ibuprofenu na noc dawać mu nie można - a o dziwo po nim lepiej śpi, stąd wnioskuję, że coś tam go pobolewa oprócz kataru, może znowu zębiska?)
więc są takie dni, że mam ochotę spakować walizkę i wyjść, a wszystkie metody pocieszające pomagają tyko na krótką chwilę. Marnie wypada porównanie zachowania rozgarniętej, kochanej i grzecznej czterolatki z jeszcze-nie-do-końca dwuletnim urwisem, który zrobił sobie od początku złą prasę w naszym domu. Tym gorzej dla mnie, że to ja jestem tą stroną, która musi wyzerować mu konto. Czytałam kiedyś ciekawa wypowiedź e-mamy, która miała dwóch synów i pisała, że pierwsze super wakacje i pierwsze docenienie, jakie ma kochane dzieciaki nadeszły w momencie, kiedy starszy miał 6, a młodszy 4 lata. Mam nadzieję, że będzie mi to wszystko dane docenić wcześniej, na razie mam wyrzuty sumienia, że faworyzuję Matylę.
A z mniej smętnych rzeczy to jutro z samego rana lecimy na bilans czterolatka, biorąc pod uwagę tendencję ostatnich nocy chyba lepiej od razu położę się spać. Zmiana czasu daje trochę w kość dodatkowo. I świadomość, że od 20 miesięcy nie przespałam ciurkiem więcej niż 4 godziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz