wtorek, 2 marca 2010

Cztery lata

Moja córa kochana skończyła w niedzielę cztery latka. Duża pannica, oczywiście nie wiadomo jak i kiedy się to stało - niby cztery lata to szmat czasu... Tort makowy został pożarty z wielkim smakiem przez wszystkich, efekty przerosły moje oczekiwania i na pewno będą kolejne próby tortowe, warto porządnie poświętować takie okazje. Dodatkowo Matylka bardzo chętnie pomaga w kuchni - pomagała mi mielić mak, była bardzo całą operacją zainteresowana. Potrafi nakryć stół i chętnie biegnie po sztućce. Wczoraj była z drugim tortem w przedszkolu - nieco zakatarzona od piątku. Odebrałam ją trochę wcześniej i widziałam już od początku, że coś jest nie tak, bo potulnie szybko wyszła z sali i zaczęła się ubierać. W aucie płakała, że boli ją ucho i gardło i ogólnie wyglądało to słabo. Popędziłyśmy do domu, dostała nurofen (jedyny jadalny - truskawkowy) i całą baterię homeopatii. Na noc pulmex na klatkę piersiową i plecki, porządnie się napiła i poszła spać (w sypialni zrobiliśmy saunę nawilżaczem - chyba dobrze to zrobiło bo nie kaszlała). Kimała do 7.30 i dzisiaj jest o wiele lepiej, co mnie strasznie ucieszyło, bo nie znoszę tych choróbsk badziewnych, chętnie bym je od niej zabrała i pochorowała sama (a akurat odkąd biegam to tfu-tfu stałam się odporniejsza i już nie łapię się w kolejki chorobowe, co o tyle fajne, że przynajmniej mam więcej sił do obsługi pacjentów mojego szpitala na peryferiach...). Jak na razie choróbska (przez zimowe pół roku) to najtrudniejszy element rodzicielstwa - ale powoli jest coraz lepiej, oni coraz więksi a ja coraz mniej się zamartwiam - bo w końcu dociera do mnie, że nic zamartwianiem nie wskóram, wręcz przeciwnie. Wiosna tuż tuż i w związku z tym optymizm we mnie wstępuje także w kwestii glutów, kaszli, gorączek i innych tego typu wątpliwych przyjemności. Zdrowia wszystkim!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz