środa, 2 września 2009

Kuchenne remanenty

Wczoraj odważyłam się na eksperyment z pieczeniem ciasteczek owsianych. Zainspirowały mnie rumiane krążki z rodzynkami uśmiechające się ze słoja w zaprzyjaźnionym ekosklepie. Przypomniałam sobie, że kiedyś sama produkowałam coś podobnego, ale za chiny nie mogę sobie przypomnieć, ani odnaleźć przepisu, więc stąd eksperyment. Ciacha wyszły całkiem sympatyczne – z całej blaszki do rana została jedna samotna sztuka. Dzieciakom smakowały bardzo, a można je zrobić w wersji maksymalnie zdrowotnej – z ziarenkami, owocami suszonymi, olejem zamiast części masła. Bierzemy dwie szklanki płatków owsianych, szklankę siekanych orzechów (dałam włoskie, pestki z dyni i słonecznika, trochę migdałów i brazylijskich), szklankę siekanych bakalii (polecam rodzynki z dodatkiem żurawin, jagód goji, moreli itp.), dwa-trzy jajka, dwie łyżki cukru waniliowego (nie mylić z wanilinowym), trochę oliwy z oliwek lub oleju słonecznikowego – tak by z jajek, oliwy i cukru wyszła nam kolejna szklanka objętości. Jajka, cukier, oliwę miksujemy na gładką, pulchną masę. Najprościej zrobić to całe siekanie i ubijanie blenderem, genialne urządzenie - i oszczędza czas.
W dużej misce łączymy składniki, można dodać trochę mleka jeśli całość jest za sucha. Wykładamy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia (kolejny fajny wynalazek do kuchni, oszczędza nam smarowania blachy i skrobania resztek). Ciasteczka powinny być niezbyt grube, moje były za grube i chrupiąca była tylko skórka, środek został lekko wilgotny i miękki, ale to już co kto lubi. 180 stopni i 20-30 minut powinno wystarczyć. Smacznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz