poniedziałek, 18 stycznia 2010

Amator w akcji

Od jakiegoś czasu, niedługiego na razie, ale z każdym tygodniem bardziej imponującego, udaje mi się pięć razy w tygodniu (niezależnie od stanu pogody) wyjść na potruchtanie po okolicznych ścieżkach i innych chodnikach. Dzielnie trenuję nie tylko ospałe nieco mięśnie i pracuję nad zgubieniem zbędnej fałdki w okolicy brzucha, ale bardziej nawet - wytrwałość, niepoddawanie się, hart ducha. Bieganie jest bardzo wciągające, szczęśliwie na razie udaje mi się truchtać bez bóli i kontuzji, choć i dystanse niewielkie, maksymalnie 3 kilometry. Inspiracji było wiele, jednym z nich jest Griff Rhys Jones, którego autorskie programy dzielnie śledzimy. Pochwalił się kiedyś, że przed czterdziestką zaczął biegać, pomyślałam sobie - widocznie to nie jest takie trudne i straszne, może i mi się uda? Przy okazji przypomniał mi się kiedyś tam przeczytany wywiad z biegaczem, który wychwalał, jakiego "haju" można się dochrapać po bieganiu - no i postanowiłam spróbować. Na początek wyciągnęłam przykurzone pumy spedcaty (w ogóle nie biegowe ale najbardziej przypominające biegówki z mojego zbioru dziwności, z crocsami na czele). Welurkowe spodnie, kurtka ortalionowa, wełniana czapa i skórzane rękawiczki. Obiecałam sobie, że bajery w stylu ciuchy dedykowane do biegania będą się pojawiały sukcesywnie i w ramach nagród, coby uniknąć efektu pod tytułem kupiłam buty, od roku leżą w szafie. Przypadkiem trafiłam na informację o technice biegania zwanej ChiRunning i założenia spodobały mi się - letko, łatwo, przyjemnie i bez kontuzji. Technikę szlifuję małymi kroczkami, staram się pamiętać także o podstawowym celu wyjścia z domu - czyli szybkim zresetowaniu i naładowaniu akumulatorów na kolejną dobę walki z oporem młodej materii.
Dzisiaj koniec ery speedcatów, poszły do wymiany bo już mnie zaczynały ograniczać i zaczęło mnie łupać podbicie - prawdopodobnie od za wąskich butów. Korzystając z przeceny (i dostępności numeru - bo jak się okazuje, nosze popularne 39, które szybciutko znika z półek) stałam się posiadaczka nike pegasus, wersja zimowa z gore-texem. Czy posiadaczką szczęśliwą - wyjdzie w praniu, na razie zapowiadają się w porządku, jutro pierwszy raz zabiorę je na krótki wypad, mam nadzieję, że będę miała siłę dowlec się do klawiatury i napisać, jak było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz