środa, 17 lutego 2010

Urodziny...

Kilka(naście) dni temu kolejna rocznica, tym razem mniej okrągła, ale jak co roku ten dzień to naturalny czas podsumowania, co się przez kolejny rok udało, co mniej. Moim największym sukcesem jest na pewno pozytywne budowanie superowej rodziny - trzech najwspanialszych, najukochańszych i najbliższych mi osób, bez których nie potrafię żyć. Dalsza rodzina także jest wysoko na mojej liście priorytetów, im więcej lat, tym bardziej doceniam tych wszystkich, którzy są przychylni i pomagają - ciałem, duchem, jak potrafią, pamiętają, dobrze życzą.

Cieszę się, że moje zdolności mobilizacyjne wzrosły, luty to trzeci miesiąc mojej przygody z bieganiem, mam szczere nadzieje, że tak pozostanie a nowo odkryte pokłady dążenia do celu i wytrwałości połączonych z dążeniem do sukcesu przydadzą się przy wyzwaniu które rysuje mi się w tym roku - próby powrotu do pracy w pełnym wymiarze (lub prawie pełnym, zobaczymy, co się uda w tej kwestii osiągnąć).
Słyszałam ostatnio taką opinię, że im człowiek starszy, tym szybciej czas ucieka, a jednocześnie rośnie potrzeba zrobienia "jeszcze tego i tamtego" - u mnie widać taką tendencję, rzeczywiście poniedziałek spotyka mi się z piątkiem, a roboty huk, na pewno zadanie na rok najbliższy to lepsza organizacja i planowanie, wydaje mi się to kluczowe.
Dostałam wymarzone prezenty, cudne prace plastyczne od córy, wspólnie z Tatą wybrane kwiatki w kwiaciarni (tak, tak, różowe, pięknie wiosenne, uśmiechają się cały czas do mnie z różowego wazonu, a tym uśmiechem dzielę się z Wami).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz