czwartek, 19 sierpnia 2010

Supermama

Kiedy siedziałam się z dzieciaczkami w domu na etacie MatkaPolka, czasem wydawało mi się, że to jak więzienie, narzekałam na brak celu i motywacji, nudę i monotonię (zabawa-pranie-gotowanie-sprzątanie-zabawa i tak w kółko, przerywane wyprawami do i z przedszkola). Było mnóstwo miłych momentów, ale chyba nie do końca się w tej roli potrafiłam odnaleźć. Jak Maksiu zaczął chodzić do maluchów to poczułam, że zaczynam być zbędna w roli kury domowej, a dodatkowo czułam się wypalona - ciężko mi było znaleźć siły i ochotę na zabawę.
Siedzenie w domu wydawało mi się dość trudne, ale przez cztery lata zdążyłam zapomnieć, jak trudne potrafi być codzienne latanie do pracy. Wtedy nie miałam innych obowiązków i odpowiedzialności - tylko praca, dom, zakupy, kino, wakacje. Dzisiaj brzmi to dla mnie nierealnie.

Pod koniec pierwszego tygodnia pracy (lekkiej i w niepełnym wymiarze) stwierdzam, że prawdziwym heroizmem jest etat MatkiPolki pracującej - bo oprócz troski o dzieci, dom, szykowania jedzenia, robienia zakupów, prania i sprzątania trzeba jeszcze dotrzeć do pracy, skupić się nad zadaniem, nie dawać się stresowi, być miłym dla współpracowników i wykazywać się przed szefostwem. Podziwiam wszystkie Mamy, które ponosząc rozmaite koszty starają się klecić życie rodzinne, wychowywanie dzieci i pracę. Teraz jestem jedną z nich i zaczyna to do mnie powoli docierać. Coby nie zwariować - biegam. Prawdziwy urban running przy ruchliwych ulicach, hardcore. Ale dzięki temu czuję się wolna, niech tak pozostanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz