piątek, 24 września 2010

Pyrki z gzikiem

W poszukiwaniu szybkich (i przy okazji mało kosztownych potraw) czasem warto sięgnąć jak się okazuje do kuchni regionalnych naszego pięknego kraju - można znaleźć perełki takie, jak na przykład pyry z gzikiem. Znalazłam przypadkiem przepis na nie na mniamie i zachęcona obietnicą smacznej wyżerki zabrałam się za gotowanie - a wiele tego nie było. Ziemniaki gotujemy w mundurkach, w tym czasie szykujemy gzika - czyli po prostu twarożek z dodatkami. Polecam taki w kosteczce, chudy - ma wystarczająco serowy smak, a wolę dodać masełka na ziemniaczki niż tłuszcz w serku. Serek dziabiemy widelcem i rozrabiamy z wodą/śmietaną/jogurtem. Pieprz (polecam kolorowy, licznie pachnie i w smau ma odrobinę więcej niż tylko pieprzna ostrość), sól (jeśli używacie morskiej - uwaga, jest bardziej słona, zwłaszcza ta drobnoziarnista, łatwo przesadzić, a wtedy czar pryska). I teraz najlepsze - drobniutko siekana cebulka, dla moich potworów dotychczas w tej postaci niejadalna, jedli tylko taką podsmażaną, albo w zupie - nawet Matylda deklarowała "Mama ja nie jem cebuli bo szczypie w język!". Okazało się, że gzikowa cebula jest ok. Dla odmiany można dorzucić siekany szczypiorek, pietruchę, cokolwiek przyjdzie nam na myśl pasującego do tego zestawienia (przychodzą mi na myśl na przykład suszone pomidory, rzodkiewka?). Pyry obieramy, kroimy na stosowne kawałki, kładziemy wiórek masełka (tylko i wyłącznie takiego prawdziwego, żadne tam miksy) na to rzucamy gzik. Ta potrawa ma w sobie tak lubiane przeze mnie kontrasty - dwie różne konsystencje, dwie temperatury (gzik powinien być w temperaturze lodówkowej), połączenie słodyczy (cebulka i serek) i słoności (pyrki, sól). Po prostu palce lizać, spróbujcie sami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz