czwartek, 16 września 2010

Cześć pracy

Od poniedziałku pracuję już w niemal pełnym wymiarze godzin, potencjalna elastyczność grafiku jest świetną rzeczą, ale chyba żeby się ze wszystkim wyrobić to jeden dzień w tygodniu musiałabym mieć dodatkowo wolny. Wieczny niedoczas niestety kładzie sę cieniem i na żywot bloga, jak widać, i na nasze życie rodzinne, Pośpiech nie sprzyja spokojowi, rano szybko szybko poganiamy się nawzajem, potem migusiem do roboty, potem (już konkretnie spompowana) migusiem do przedszkola po maluchy, w tym trzy razy w tygodniu czterdzieści minut biegu (podjeżdżam SKMką lub treptobusem, w ogóle jest to jakaś porażka, do pracy mam niecałe 8 kilometrów, a jadę czasem ponad godzinę; dzisiaj ciuchcia spóźniła się przeszło 10 minut, potem biegiem i w przedszkolu byłam grubo po 17, szczęściem nie odbierałam ich jako ostatnich, bo się Matyla irytuje, jak zostaje bez koleżanek).

Uprawiam obecnie jedną z bardziej hardcorowych dziedzin biegania, czyli urban running - wzdłuż ulic, przez place budowy (kilka razy przebiegałam pod łycha koparki, masakra), po błocie, uciekając przed samochodami, kałużami i innymi przeszkodami. Niestety robi się coraz chłodniej i do tych wszystkich wysiłków doszło mi wczoraj drapiące gardło, mam nadzieję że standardowe postępowanie (wypocić bieganiem, dotłuc olejkiem herbacianym) pomoże i weekend będzie upływał pod znakiem odpoczynku niezmąconego chrychaniem. Także trudności związane z powrotem do pracy o dziwo tam, gdzie się ich spodziewałam najmocniej (dzieciaki, Maksio zwłaszcza) przeszły bez echa, za to słabym ogniwem układanki okazałam się ja sama.

Ale tak jak do dobrego tak i do gorszego człowiek się przyzwyczaja, także jestem dobrej myśli - "Was mich nicht umbringt, macht mich stärker".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz