środa, 16 września 2009

Krówki samoróbki

Wczoraj korzystając z niedzielnego leniwego przedpołudnia postanowiłam wypróbować przepis Roberta Makłowicza na karmelki śmietankowe. Desperacko szukałam krówek ciągutek, mordoklejek klejących wszystko i na amen, bo takie najbardziej lubię. Ale krówki dostępne w sklepach są po pierwsze mało świeże, więc kruche, więc niesmakowite i niemordoklejące, a po drugie w składzie mają zwykle paskudną etylowanilinę i tłuszcz utwardzony (i to mimo zapewnień na opakowaniu o tym, że krówka tradycyjna i smażona na maśle). Przepis prosty jak budowa cepa, słodka śmietanka, cukier, garnuszek, drewniana łyżka i cierpliwe mieszanie. Warto, bo efekt jest świetny, myślę, że następnym razem jeszcze dodam szczyptę soli, by przełamać trochę karmelowo-śmietankową słodycz. Mikstura gotuje się dość długo, trzeba uważać, bo okresowo ma tendencje do niekontrolowanego kipienia. Kiedy całość zagęści się dość mocno i przybierze kolor krówkowy – wylewamy do naczynia z płaskim dnem (wysmarowałam je masłem, ale to chyba nie było konieczne) i kiedy wystygną (ale nie do końca, bo wtedy twardnieją!) kroimy na porcyjki. Po wystygnięciu cukierki wydają się pierwszej chwili twarde, ale po chwilowym pociumkaniu okazują się jak najbardziej mordoklejkowe. A ten smak, mmm. Do następnego dnia nie dotrwała ani jedna sztuka, kolejna porcja w następną słodką niedzielę.
Tyle przyjemności, teraz koncentrujemy się bardziej na dowitaminizowaniu – bo brak witamin mi wyłazi w pękającym co rusz kąciku ust, a dzieciakom w smarkatkowych nosach - i w tym celu ponownie uruchamiam domową hodowlę kiełków – o czym w kolejnych notkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz