poniedziałek, 31 maja 2010

Komarzyska

W zeszłym roku w wakacje dzielnie weszliśmy z dzieciakami w wakacje do podwarszawskiego lasu - i uciekaliśmy czym prędzej, bo opadła nas bura, brzęcząca chmura owadów. Komarów było po prostu zatrzęsienie. W tym roku ja sama więcej jestem na dworze - przez bieganie. Pierwsze bestie już widziałam, tłuściutkie i gotowe na nowy sezon. Naokoło stadionu jest świetna pętla - z kawałkiem asfaltu, krótkim odcinkiem chodnika i dłuuuugim odcinkiem ścieżki ziemno-trawiastej. Do tego drzewa (miły cień), świeży zapach skoszonej trawy, brak psów i ich odchodów, miło i czysto (chyba, że jest mecz i "kibice" się szwendają z puszkami w poszukiwaniu ubikacji w krzakach). Nieco ponad pół kilometra miłych okoliczności przyrody.
Widzę, że pojawiają się na rynku kolejne produkty odstraszające komary - co mnie cieszy to fakt, że sporo jest nowości opartych na naturalnych olejkach eterycznych - które dla naszego nosa są przyjemne, a komarzycha ich nie cierpią. Takie naturalne repelenty ma w ofercie na przykład mosbito - w zeszłym roku z powodzeniem używaliśmy plasterków, o czym pisałam na blogu, w tym roku pojawiły się silikonowe opaski - fajne i kolorowe, moja mała modnisia z chęcią założy. Działają przez pięć dni,. rozsiewając przyjemny aromat trawy cytrynowej. Zaplastrujemy się, zaopaskujemy i w las!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz