poniedziałek, 26 października 2009

Kolorowe kredki

Moja kochana córeczka zainteresowała się jakiś czas temu literkami i cyframi. Dzielnie wypisuje coraz bardziej kształtne i dające się odczytać litery. Jak na razie samodzielnie trzy wyrazy – literuje i pisze z wystawianiem języka rzecz jasna dla większej precyzji – M A M A T A T A M A X. Swoje imię jeszcze z pomocą (trudne jest Y i D, mylą się brzuszki, a literki odwracają jak w lustrzanym odbiciu). Chcąc podsycić już i tak zaawansowany zapał sprezentowałam jej ołówek, taki właśnie fajny do nauki pisania – gruby, trójkątny, w drewnianej oprawce z wesołymi rysunkami i z dość miękkim grafitem B.
Pasja malowania, kolorowania, produkowania potworów, zwierzaków, ludzików też została podlana – kredkami, które marzyły mi się jako dziecku, które z nabożeństwem pożyczałam od koleżanki i których zapach pałętał się gdzieś po pamięci. Mowa o progresso od koh-i-noor. Kredki jak najbardziej są w dalszej sprzedaży, dalej są produkowane w Czechach, pachną tak samo, rysują doskonale, Matyli się spodobały, a ja mam przy okazji spełnienie dawno zapomnianego marzenia, taka mała rzecz, a cieszy.
Malunki wychodzą nam coraz lepiej, już nawet i Max zaczął się przyłączać, na razie głównie podbiera/zjada kredki, ale też już trochę celuje w kartkę i jest chyba zdziwiony efektem kolorowej, zygzakowatej kreski pozostawionej przez ten dziwny patyczek. Miło popatrzeć, jak się rodzeństwo dogaduje, miód na moje serce po prostu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz