czwartek, 15 października 2009

Śniegu nam za wiele


Wczoraj spadł pierwszy śnieg. Matylda rano z wielkim zainteresowaniem śledziła cichy, wolny, gęsty taniec płatków za oknem. Nawet Max się zainteresował, stali razem przy drzwiach balkonowych i podziwiali.
Niestety obydwoje smarkają, kaszlą, kichają – czyli standardowy zestaw jesienno-zimowo-wiosenny, powoli już się z tym godzę, staram się im zmniejszyć jak najmniej inwazyjnymi sposobami intensywność dolegliwości. Technicznie – to maksymalne pojenie, pilnowanie wilgotności i temperatury w mieszkaniu, minimum godzinka na dworze o ile nie mają gorączki, trochę homeopatii zaleconej przez nasza pediatrę, oklepywanie plecków jeśli cherlają, paracetamol jeśli gorączka za mocno dokucza, olbas w okolice noska, pulmex baby do wysmarowania. A emocjonalnie – pozytywnie i z uśmiechem, maksymalna dawka przytulania, noszenia na rękach jeśli jest taka potrzeba, uśmiechu, wspólnej zabawy, uwagi, cierpliwości (zwłaszcza w nocy jest to wyzwanie, bo maluch chory to maluch budzący się, czasem i co godzinę…).
Wczoraj smarkanie i inne urocze objawy nei były tak dotkliwe, w związku z czym wybraliśmy się na kwadransik, coby sobie tę mroźną przyjemność dawkować. Matylda paradowała z parasolem, Maksio podziwiał biały świat zza folii w wózku. Szybkie klecenie bałwanów – ja mam na koncie bałwanią rodzinę 2+2, Matylda wygenerowała im z trzech kulek przyjaciela – jednego bałwanka. Fajnie było patrzeć, jaką jej radość sprawia szaleństwo na śniegu. Chłodek dał się we znaki, bo nie było żadnych protestów, kiedy dałam sygnał do odwrotu. Zielona żaba wróciła oczywiście z nami, czego dowód na zdjęciu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz